 |
Anna Dąbrowska,
W życiu:
jest (w Lublinie, zmieniajac swoje przeznaczenie), kończy (pracę mgr na filologii polskiej), zaczyna (kolejną podróż...).
W projekcie:
śpiewa (w kooperacji z Anią K. i Igorem, piosenki w jidisz), opowiada (w kooperacji z Olą, historie zaczerpnięte z opowiadań), organizuje (w kooperacji z lokalnymi władzami, pobyt we Frampolu), postara się (by powstała z tego książeczka).
BLOG
14 sierpnia
Powrót. Lublin rozpływa się pod naporem długich wachlarzy gęstego deszczu. Bardzo współczesny, bardzo odległy, bardzo rzeczywisty.
Staję się na powrót nomadą zakleszczoną w mechanizmie osiadłego lokatora spod dziewiątki. Ryfka rozpływa się w powietrzu nasyconym mnogością dźwięków. Ja zapadam się w ciemność. Czernieję coraz niebezpieczniej. Nie ma światła po Bełżcu.
"Słowa moje rozsypuję jako piasek morski między palcami - kto z szelestu ich pozna głębiny?"
Za dwa dni tłumy pielgrzymów dotrą na Jasną Górę. Jeszcze idą z nadzieją, że Bóg wysłucha ich modlitw. Szepty, pieśni, wyznania, błagania wzbijają się niezrozumiałą plątaniną do nieba. Pielgrzymowanie, doznanie religijnego, mistycznego oderwania, secesyjnego uniesienia, dekadenckiej nieobecności czyni szczęśliwym, pozwala odczuć tajemnicę i zjednoczyć się w istnieniu.
Jutro my dotrzemy pod zamek. Pielgrzymowanie w głąb pamięci z jałowych pustkowi teraz ma zupełnie inny charakter. Jest uzmysławianiem sobie tragedii. Każda pustka po niegdyś obecnym jest dramatem.
|
|
Zmierzcha w mieście marzeniu, w mieście, w którego istnienie nikt nie chce uwierzyć. Nikt kto pamięta. W kościele ślub. Biel sukni, czerń garnituru, flesze, błyski zachodzącego słońca, lśnienie karoserii, uśmiech, złoto na szczęście, rozbita szklanka, zapach hupy, ksiądz, siostra Debora, obrączki, kadzidło, Ave Maryja, chałat ojca, Ryfka w drugim rzędzie...
|
|
A Ryfka wieczorami chodziła na spacery nad rzekę. Rzekę, którą kiedyś płynęła Esterka. Biedna. Powiesiła się na haku w pokoju od podwórka. Rodzina upozorowała utonięcie, by grzech się nie wydał. Grzech i hańba na przyszłość.
Ryfka w strugach deszczu. Z potarganych włosów kapie woda. Uciekaj do domu.
|
|
Myślałam o Ryfce, śniłam o Ryfce, pisałam o Ryfce, mówiłam o Ryfce. O Ryfkę pytałam. Szukałam śladów jej poranków.
Dziś zmagam się pustą plamą po Ryfce. Zmagam się z cieniem, ułamkiem, zapachem, gestem, zmarszczką, uśmiechem, dotykiem Ryfki, który zapodział się we mnie.
I z pięcioma literkami na betonowej ścianie.
|
|
W "Polityce" artykuł o polskim nazizmie. O braku jakichkolwiek inicjatyw ze strony rządzących, by temu przeciwdziałać. Wręcz przeciwnie - widoczne przyzwolenie na akty przemocy. Nawoływania do niej. Obrażanie się, gdy ktoś wspomni o ksenofobii, rasizmie, antysemityzmie, homofobii.
Polski nazizm. Skąd się wziął? Opowieści spotykanych przez nas ludzi wciąż są optymistyczne w ocenie stosunków katolicko-żydowskich. Twarzy nie wykrzywia tępa nienawiść.
Bez niej jest pusto i cicho. Bez jej tanecznego niezdecydowania, bez jej zniknięć i niespodziewanych wizyt, bez jej oczu i pochyłości ramion, bez przyzwyczajeń i tajemnic, bez zapachu jej włosów i szabasowego kugla, bez jej rozczarowań i wieczornego układania się do snu.
Jak mam Ci opowiedzieć, jak to jest bez Ryfki?!
|
|
Dotykam liter. Ryfka, Ryfka, Ryfka, Ryfka, Ryfka, Ryfka...
Nie tu. Tylko nie tu.
I co ja teraz bez Ciebie...
|
|
Zdjęcie. 1938 rok. Ulicą parami idą dzieci w szkolnych mundurkach. Jedna z dziewczynek ma odwróconą głowę. Patrzy wprost w obiektyw. Ciemne włosy do ramion lśnią w słońcu. Wczoraj na lekcji rysunku u prześlicznej pani Rejman znów ubrudziła fartuszek. Niezdarna Ryfka.
|
|
W Piaskach już nie ma Sztukmistrza. I nikt na niego nie czeka. Ani zielonooka Magda, asystentka, ani jej matka Elżbieta, wdowa po kowalu Zbarskim, otyła i skłonna do lamentów, ani Zewtel, aguna mieszkająca za rzeźnią, obwieszona biżuterią nawet w dzień powszedni. W Piaskach nie ma już kowala ani rzeźni, nie ma bóżnicy, ani młynarza Weisera.
|
|
Z półokrągłych okien babinca zawsze patrzyła na wymalowanego nad bimą jelenia. W biegu. Była przekonana, że cała mądrość boża skupia sie w jego ciemnych oczach. Czasem nawiedzał ją ciemną nocą, gdy sen zalepiał powoli oczy. Nad ranem gwałtownie obudzona, trzymała w zaciśniętej pięści krochmalone prześcieradło. Ryfka. Nigdy o tym nikomu nie powiedziała.
|
|
Powołał ją pan...
Zbita szklanka na weselu, mezuza przy drzwiach, luminal w kieszeni... Na szczęście. Ryfka wierzyła w przeznaczenie.
|
|
1941. Jesień. Dym się niesie od pól. Chłodno. Cywka Neuman ma rude włosy. Rywka Rozensztok ma czarne oczy.
Cywka siedzi na piecu w Słodkowie. Rywka stoi w Bychawie. Cywka zaraz przygotuje kluski na mleku dla Jasi i Wandzi. Rywka zaraz zrobi ostatni oddech.
2006. Lato. Zaczynają się żniwa. Cywka Neuman zasiada przy dużym dębowym stole w swym mieszkaniu w Tel Awiwie. Napisze do polskiej mamy list. Nie wspomni o wojnie. Rywka Rozensztok...
|
|
Rynek w Kraśniku. Przez sam środek przebiega główna ulica miasta. Zapach deszczu. Duszno. Rodzynki w lodach własnej produkcji są twarde i słodkie. Drzwi sklepów z butami, torbami sukienkami letnimi po przecenionych cenach, telewizorami na raty, bielizną po obniżce otwarte na oścież. Mężczyzna w niebieskiej koszulce niesie w półprzezroczystej torebce ogórki na mizerię. Kobieta w klapkach lekko się garbi. Przejeżdżający mercedes ma obtłuczony tylni zderzak. Na pobliskim kościele zegar właśnie wybija pół do czwartej. W zakładzie usługi opytcznej "Jadwiga" brzęczy dwoneczek u drzwi. Kobieta z czerwoną parasolką wychodzi w nowych okularach. Apteka jest otwarta od poniedziałku do piątku od 8:00 do 19:00. Przy Narutowicza 29 stoi zabytkowy budynek. Na drzwiach kartka "Wejście zabronione. Grozi zawaleniem". Pachnie spróchniałym drzewem. Idę w dół ulicą. Po prawiej kilka kamieniczek. Zdecydowanie nie z moich czasów. Niektóre okna puste. Alejka wsród drzew. Czarne pióra pod stopami. A dalej: "Uwaga złe psy". Owczarek śpi przy samochodzie. Tuż obok jabłoń. Nie kradnę jabłek. Ulica Zaklikowska. Klepsydra pani Janiny Furmanowicz. Przeżyła 87 lat. Umarła po ciężkich męczarniach. Skręcam w prawo. Droga pod górę. Kotek śpi przy drzwiach garażu. Mijam starą przyczepę kempingową, zakurzonego Forda, fundamenty rozebranego domu. Już nie słychać ulicy tylko kury. Zepsuty Żuk w zaroślach, obok zardzewiała kuchenka gazowa. Wracam. Mijam młodą kobietę. W kuble po farbie niesie czereśnie. Na rogu Szewskiej szary dom. 1968. Po lewej tania odzież. Krasnale w ogródku. Pachnie czymś słodkim. Na mój widok chłopak w oknie chowa się. Na asfalcie napisy HWDP. Zielony pojemnik na odpady. Papier, plastik, szkło. Po prawej - sprzedaż wafli. Kobietna na balkonie strofuje męża w słomianym kapeluszu. Krzywo wisi zielona furtka. Prosto Bóżniczą. Wprost do synagogi. Dziewczyna w złocistej bluzce pisze SMSa. Bóżnica i znów rynek.
|
|
Wracam do Kraśnika. Zawracam. Z obawą, że strasznie dużo mnie ominęło, że któraś z historii mogła jej dotyczyć.
Ryfka jest stamtąd. Z czasu dokonanego. Nie można tam dotrzeć. Można próbować zbliżyć się. Z palcem na ustach. Na boso dotykam złożoności istnienia w sztetl.
|
|
Wracam do Lublina.
Wieczorem. Wieczorem trudno trafić do domu. Stare szlaki zawodzą, nowe nie wstarczają. Błyszczy się niebo. Na granicy dnia i nocy wszystko wydaje się nierzeczywiste, wyciagnięte wprost ze świata fotografii Gregory'ego Crewdsona. Szukam sekretnych drzwi do kuchni Ryfki.
W nocy znów ląduję w toalecie. Nie śpię. Nad ranem nie kojarzę własnego pokoju. Wiem, że ktoś siedzi. Trzyma mnie za rękę.
|
|
Czas nie biegnie linearnie. Od dwóch tygodni poruszam się po stromym zboczu dwudziestolecia. Uwięziona w czarnej kliszy, ogrodzona strzałem migawki od "teraz". Jak przypadkowy pieszy, przypadkowy podróżny w samym rogu zgiętej fotografii. Całe miasteczko powstaje zmartwych w cieniu popołudniowej ciszy wśród słów, które ocalały.
Boję się o Ryfkę. Boję się, że znajdę ją pośród innych imion na ścianie w muzeum w Bełżcu. Wolałabym nie. Wolałabym ją widzieć idącą w czwartek na targ. Wolałabym, żeby już na zawsze pozostała przypadkowym cieniem na zdjęciu z okazji poświęcenia szkoły postawowej w 1929 roku.
|
|
"Czasami słyszę jakąś historię, która wydaje się zupełnie niewiarygodna, a potem przychodzę do jakiegoś miasteczka czy wsi i dowiaduję się, że coś takiego naprawdę się wydarzyło." Pytam o Ryfkę w każdym z miejsc.
|
|
- Gdzie w tym wszystkim jest Singer? - pyta Piotrek.
Wszędzie i nigdzie. W każdej opowieści o rynku, mundurkach w szkole, spacerach w szabas, zapachu cebuli, długich sukniach żydówek. Znika wraz ze swymi bohaterami.
Ludzie, których odwiedzamy, czekają na nas od 67 lat. Gdy wchodzimy, opowieść już się toczy. Często ta, o której już Singer nie pisał. O ojcu w Oświęcimiu, matce zabitej przypadkiem, spędzaniu ludności na rynek, kolejnym pożarze... Pytania rzucamy w próżnię, w miejsce, o którym pamiętać się nie chce, o którym pamięć jest niemożliwa. O "przed". Słowa zataczają kręgi. Powracają w niezmienionej postaci. Mija godzina. Pora kończyć. Zostawiamy ich na rozdrożu. Czasem nie wiem, czy będą wiedzieli, jak wrócić do domu.
Singer to synonim opowieści. A zatem jest za każdym razem, gdy otwieramy drzwi nieistniejącego już pokoiku na piętrze.
|
|
Śpię na końcu świata, na samej krawędzi tłumu. Czekam na świt. Wiem, że też nie śpisz, Ryfka. Za oknem noc się kołysze, noc wzrasta, obrasta, zarasta, zasklepia, zalepia oczy. Owady szaleją przy wąskim sztucznym świetle. Zamieniam plastik na piach. Ryfka chodzi boso po trawie na łące za miasteczkiem. Myśli o ślubie.
Wyruszam. Droga omija kościół z dzwonnicą nad bramą. Biegnie przy murowanym domku, byle dalej na pola. Staw. Ślady po ogniskach. Namiot i ponton z silnikiem. Pytam o możliwość kąpieli. "Niby jest zakaz, ale wszyscy się kąpią" - odpowiada chłopak. Inny łowi ryby. Biała czapka zasłania twarz. Ścieżka się kończy. Skręcam w dróżkę wyłożoną spleśniałymi dechami. Na łące kilku chłopców zbija podłogę do domu na drzewie. Dalej jest podwórko i ulica. Boję się podwórek. Ulica to wolność, bezpieczeństwo. Gdy wyciagam długopis i zeszyt, zaczyna się szaleństwo. Tu słowo pisane wciąż ma moc. Jestem wrogiem. Idę ulicą na zachód. Schną pieluchy na sznurkach, pościel wietrzy się na balkonach. Krzyż kończy zabudowania. Wspinam się pod gókę. Pachnie słomą. Wracam. Po drodze na rynek mijam trzy kapliczki i dwa krzyże. Ulica w prawo. Cicho. Furtka z tabliczką "Ja tu jestem gospodarzem" i wizerunek owczarka. Czego bać się w miasteczku, gdzie wszyscy się znają, wiedzą co mają, kiedy coś komuś przybywa, ubywa...
Boisko wsród dębów, a po prawej ściana z białej cegły cała w napisach: "Niszcz nazizm", swastyki na szubienicach z miejscem "tu pluj". Dalej są schody. Tuż przy białej figurze Matki Boskiej skręcają w prawo. Brama cmentarza katolickiego. Alejką w lewo - przy płocie kilkanaście porozrzucanych nagrobków. Pierwszy z ułamanym krzyżem - Tu spoczywa ś.p. Ludwika z Tyszków Chodkiewicz zm. 14 września 1859 roku. Dalej 1869, 1873, 1910, 1900, 1902... Maria z Euchmilerów Iastrzębska, urodzona 26 lipca 1834, umarła 3 maja 1895. W dniu urodzin odmawiam zdrowaśkę. Dalej jest jeszcze Salomea i Teofila z Wessenbergów, i Teofil Misiński "pokój jego cieniom".
Podchodzę do starej furty, Południowe wzgórza błyszczą w słońcu.
Przy głównej alejce kobieta w dużym, czarnym staniku. Przeprasza za swój strój, zanim ją zauważam. "Może mi dusze wybaczą." Może. Z wielkiej butli leje wodę na pomnik. Idę na lewo. W połowie alejki "miejsce pamięci narodowej objęte partonatem szkoły podstawowej w Goraju". Brak jakichkolwiek informacji o "pamięci narodowej". Widzę już staw. Wieje pachnący wiatr. I znów nagrobki sprzed wieku. Spod nóg uciekają jaszczurki.
Co powiedziałaby pani Rozalia, zmarła w 1924 roku. Może znała Ryfkę? Siedziały w jednej ławce w szkole? A może nigdy się nie spotkały, choć miasteczko nie było zbyt duże? A pan Jan? W chwili śmierci miał 24 lata. Może kochał się w Ryfce, ale nie mógł się z nią zadawać? Co by ludzie powiedzieli...
Opłukuję twarz w pobliskiej studni. Woda ma przyjemny, chłodny zapach ziemi.
Kirkut.
Na kirkucie nie ma równo przystrzyżonej trawy, nie ma alejek, macew, dat urodzin, dat śmierci. Nie ma próśb do Boga. Są ludzie.
Kawaler był z Janowa. I choć Ryfa miała starszą siostrę, jako pierwsza miała zostać mężatką. Całe masteczko gadało, że starsza siostra była tak brzydka, że nikt jej nie chciał.
Ryfce zawiązano oczy. Kawlerowi też. Zebrani odprawili modlitwę. Odsłonięcie oczu... Biedny chłopak zamiast na Ryfkę, spojrzał na siostrę. "Gewałt!" krzyknął i już go nie było. Ryfka została sama.
Ryfka jeszcze o tym nie wie. Jeszcze chodzi po łące. Myśli o ślubie.
|
|
Ryfka biegnie. Podcienie pełne są cienia. Zauważą? Na rynku chłopcy bez koszul. Krzyczą. Ryfka, biegnij!
Trzeba mieć dużo odwagi. Nie wolno dać się oblepić nienawiści.
Ryfka, ty się nie bój. Znajdę cię. Dziś ja, wytykana palcami po raz pierwszy z oszałamiającą dokładnością.
|
|
Ej, Ryfka! A co było potem? Ryfka, kroki w sieni... To nie oni. To tylko wiatr. Ryfka wracaj!
Robert Kuwałek o obozie zagłady w Bełżcu. Po jedenastu dniach wszystko się rozpadło pod naporem nieskonczenie długich ciągów liczb. Nie wiem, co z Ryfką.
|
|
Piotr Choroś umie rozmawiać z ludźmi. Wiem o tym od czasu wagonu. Wchodzi w proste, serdeczne relacje, w czas zatrzymany na kilka sekund w wypowiadanych właśnie słowach. Odnajduje odpowiednie drogi i nazwy dla rzeczy. Pyta o znajomych z sąsiedniej ulicy. Oswaja miejsce współtworzone z opowiadającym. Odcina się od teraz. Wzrusza się. Mimowolnie, niespodziewanie, naturalnie, na prawdę.
A ja? Ja boję się wejść do domu na rogu. Deborka ukrywa się nad sklepem.
W uszach szepty. Brzęczy rozbudzone sumienie przeszłości. Nie opowiem ci o tym. Cicho. Cicho!
|
|
Sobota. Rynek we Frampolu. Zaczął się weekend. Pijani mężczyźni dają dobre rady. "Na szabas najlepsza jest kaszanka." W złośliwościach zatracają się bez reszty. Tracą twarz. Jak cienie przemykają po wielkim, płaskim rynku udekorowanym sezonowymi kwiatami.
W zamkniętym oknie kiosku okładka albumu. Breugel. Wieża Babel. Czekam na rozmowę. Ochrzczona a priori mianem Żydóweczki.
|
|
Jak cię odnaleźć Ryfka? Chodziłaś po Targowej w szabasowy wieczór? Czarna sukienka po starszej Esterce, schodzone płaskie pantofle, grzebyk we włosach? Ryfka, opowiedz. Co spiewałaś robiąc kugel? Pamiętasz słowa? Mieszkanie przy rynku, ojciec w sklepie bławatnym, drobny handlarz? A może nosiwoda, kartofle na stole w dużej misce? Łyżka, gdzie podziały się widelce, biały dzbanek na mleko, duży stół z kuchni? A Twój modlitewnik, Ryfka? Podpisany?...
Słońce zachodzi, Ryfka. Wracaj!
Lublin. Wracam do domu. Domu...
|
|
Od drzwi do drzwi w poszukiwaniu. Twarz po siedemdziesiątce jest obietnicą odkrycia rąbka tajemnicy.
W "Tygodniku Powszechnym" tekst o Jedwabnem. Jestem pod wrażeniem."... idź i pojednaj się z nim... dopóki jesteś w drodze."
|
|
Niezwykła jest ludzka pamięć. Przechowuje wycinki rzeczywistości wydawałoby się najmniej zauważalne, lapidarne, epizodyczne. W dzień są zrujnowane synagogi, rozbite macewy w lesie, na nowo zamieszkałe domy, pomniki bohaterów i świętych, sklepy z tanią odzieżą. Wymieszane, nierozłączne, wrośnięte w klaustrofobiczną przestrzeń historii. Do odczytania w jednym "teraz".
|
|
"Łapię chwile ulotne jak ulotka..."
Dziś nad głową dwie świelówki. Po lewej wąska, dwuskrzydłowa szafa. I nalkejka "całuj, byłam szcepiona".
Miejsca w teraźniejszości. Stąd wyruszamy. Z obdrapań, zabrudzeń, obtłuczeń, zarysowań. Ze schematów, wzorów, planów. Z becności na obrzeża, w nieobecność, nieistnienie, nietrwanie, niebycie.
Odtwarzam kolejną, zagubioną na elektronicznych bezdrożach zniszczonego laptopa, prezentaję. Szukam i dobieram zdjęcia do opowiadań Singera. Spoglądają na mnie twarze. Nie znam imion. Za jednym kliknięciem stają się trochę bardziej bliscy. Zyskują nową historię i nowe imię. stają się Szlemielem, reb Beryszem, Grunemem Wołem, Cylką.
Do istniejącej dokładam własną porcję fikcji.
|
|
Z krzaków wyłaniają się nieśmiało drewniane budynki. Znaczą horyzont, zmieniają proporcje. Z zarośli wychylają sie kościoły z obcym obrządkiem i pieśniami rezonującymi pod cisanym sklepieniem. Z piachu powstają fundamenty chat z krzywymi kominami, białymi oknami...
Słowa przeszłych opowieści wskrzeszonych tu i teraz, dla nas, na chwilę, zapełniają przestrzeń. Ludowa mitologia zdarzeń obudowana, obrosła, skorodowana, niepełna, dziurawa. Zmartwychwstaje miesteczko!
|
|
Dworzec, na kilka godzin reminiscencje dawnych wydarzeń. Te same twarze, kwiaty, odczyty, ten sam makabryczny teatrzyk notabli o przyklejonych uśmiechach. Estetyka pogrzebu. Wieńce z biało-czerwoną szarfą mokną na deszczu. Wyrywam się do jaskrawo pomalowanego budynku staży pożarnej. Do słońca na wzgórzach.
|
|
Zaimek dzierżawczy "nasz". Dla ludzi. Dla argumentów. Dla czystego sumienia. Do tłumaczenia świata. Nic trudniejszego dla nas.
|
|
Trzeba na nowo ogarnąć świat. Zapanować nad złożonością codziennego życia. I spróbować zapanować nad otoczeniem. Nad nieokiełznaną przestrzenią przesądów, bojaźni, obaw. Dla mnie podróż Śladami Singera to podróż w głąb strachu, do mitycznego początku. I wiem, że nigdy, choćby intuicyjnie, się do niego nie zbliżymy.
Pamięć to rozkompletowana przestrzeń.
Krzeszów. Początek. Spacer. "A teraz zobaczycie, jak w Polsce konserwuje się zabytki niekatolickie"... Po słowach Piotra pustka placu po cerkwi. Jest cos w katolicyzmie, co przeraża. To oczywistość, ciągłość istnienia. I pycha. Pierwszy grzech.
Przed północą. Dużo przestrzeni. Dużo powietrza. Dużo ciemności. Tracę pewność siebie. Reminiscencje wagonu? Bardzo nikłe, niezauważalne, płoche, rozmyte. Bezużyteczne. Zakopuję głęboko w sobie. Na inny czas.
|
|
Reszta załogi:
Piotr Choroś,
Aleksandra Gulińska,
Igor Kalbarczyk,
Katarzyna Karwat,
Magda Kawa,
Anna Kołodyńska,
Łukasz Kowalski,
Karolina Kryczka,
Dorota Piskor,
Piotr Skrzypczak,
Joanna Stachyra,
Ignacy Tokarczyk,
Agnieszka Witkowska


|
|
|
|