Magda Kawa,
Tegoroczna absolwentka politologii i zeszłoroczna absolwentka turystyki i rekreacji, obecnie bezrobotna. Podobno długo śpię, choć ja twierdzę, że to inni wstają zbyt wcześnie.
Dlaczego biorę udział w projekcie? Pracę magisterską napisałam o wielokulturowości w Wielkiej Brytanii, teraz chcę poznać wielokulturowość własnego podwórka. Będę nagrywać historię mówioną.
 



 
BLOG

14 sierpnia

Nie daję rady, nie wstaję na nagranie. Jedno z ważniejszych. To przez ten deszcz, który pada i pada, i nie zamierza przestać.
Odklejanie naszej dekoracji na Autosanie, rozmowy w akademiowej piwnicy, nic nie było w stanie mi uświadomić, że jutro nie będzie mapy pamięci.
 
13 sierpnia
Turystyczna niedziela w Chełmie. Bezskutecznie próbowałyśmy z Anną K. znaleźć kogoś kto pamiętałby przedwojenny Chełm. Choć i tak nie byłoby czasu na nagranie, bo spełniałyśmy się jako aktorki, a reżyserem był nie byle kto tylko Łukasz Kowalski, o dźwiękowcu już nie wspomnę, bo każdy będzie mi zazdrościł.
Byliśmy dziś w cerkwi. Nie wiem, czy jest ona prawosławna, czy unicka. Nie wiem, czym dokładnie różnią się te dwa obrządki. Nie wiem, jak powinnam zachować się tym nabożeństwie. Nie wiem, jak ludzie w Chełmie odbierają obecność "innych". Czy dla nich są to "inni"? Czy pomimo tego, że razem mieszkają w tym mieście, nie żyją w nim osobno? Miesięczna podróż wciąż pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.
12 sierpnia
Ginę w Chełmie. Zbyt dużo ludzi, żadnej historii mówionej. Setki budynków, a nie ma gdzie powiesić plakatów, wiele knajp, a w każdej jedynie pizza nadaje się do jedzenia. Narzekam? Czuję, że nadciąga koniec, co w rzeczywistości oznacza początek. Próbuję poukładać sobie w głowie, co czeka mnie po przyjeździe do domu. Wiem, że tak naprawdę muszę się jeszcze dużo nauczyć. Najbardziej chciałabym, żebyśmy WSPÓLNIE kontynuowali NASZ projekt.
11 sierpnia
Każdy dzień bez historii mówionej wydaje mi się dniem straconym. Wiem, wiem Piotrze S., że powinnam nadrabiać braki singerowskie, a do tego montować nagrany materiał. Staram się jak mogę. Wiem, że trudno w to uwierzyć. Potworny deszcz sprawdzał naszą wytrzymałość psychiczną. Na koniec Piotr Ch. zapodał nam film Monthy Phyton'a. Głupio mi było wyjść w połowie, żeby nie okazało się, że nie mam zbyt wysublimowanego poczucia humoru, więc ucięłam sobie drzemkę. Przez ten deszcz krąży nad nami widmo zagłady, chodzą słuchy, że nic nam się nie uda. Nie wierzę w te brednie. Czekam na słońce.
10 sierpnia
Kolejny dzień z historią mówioną. Choć dziś byłam raczej statystką w filmie Łukasza i Karoliny. Posłusznie wykonywałam polecenia reżysera Kowalskiego.
9 sierpnia
Drugi dzień w zapomnianej przez Boga mieścinie, gdzie nawet Adam nie zatrzymał się na siku. Zdążyłam już się zadomowić w remizie strażackiej. Sala weselna służy nam za sypialnię i pokój dzienny. Mamy teraz balkon z widokiem na nasz autokar i kuchnię połączoną z łaźnią. Rodzice Łukasza nas dokarmiają, a Robert Horbaczewski dzieli się z nami swoją wiedzą o Tyszowcach. Drogi Adamie, jak wielki błąd popełniłeś omijając to miasteczko.
8 sierpnia
W Goraju Piotr Ch. powiedział jednej pani, że my szukamy historii życia, nie śmierci. Zajmując się tematyką żydowską, trudno jednak uciec od tematu zagłady. Trudno też o jakieś słowa po wizycie w obozie w Bełżcu.

"Ziemio nie kryj mojej krwi, żeby mój krzyk nie ustawał." Księga Hioba
7 sierpnia
Zbyt mało poznałam piaskowe klimaty. Prawie cały dzień spędziłam w Lublinie w poszukiwaniu pracy za pośrednictwem mojego superszybkiego laptopa. Wieczorne spotkania coraz bardzej nam wychodzą. Myślę, że to dzięki ludziom, którzy od Kraśnika na nie przychodzą. Choć były obawy, że tym razem frekwencja nie dopisze, bo zrobiliśmy spotkanie w sterylnej sali Miejskiego Domu Kultury, a nie w starej synagodze.
6 sierpnia
Mezuzo ma, mezuzo! Wreszcie natknęłam się na ślad po tobie. Warto było zerwać się o świcie w ten niedzielny, pochmurny poranek, by to zobaczyć. Kolejna mapa pamięci, małe zainteresowanie, mało ludzi. Nasłuchałam się, co powinno zrobić się z nami - żydami. Mało oryginalne pomysły. Przyszła mi za to myśl, że powinniśmy stworzyć mapę lodziarni na Lubelszczyźnie. Ta w Piaskach na przeciwko Miejskiego Domu Kultury dostaje w moim rankingu 9 punktów na 10 możliwych. Polecam. Mniam mniam. 10 punktów dostaje lodziarnia w Biłgoraju. Z powodów wiadomych. Jakoś należy promować moje miasto, a skoro niektórzy przemilczają fakt, że mieszkał tam noblista I. B. Singer niech będzie, że mamy najlepsze lody na Lubelszczyźnie, a już na pewno najtańsze. Dzień w Piaskach zakończyło ciekawe spotkanie z mieszkańcami kamienicy nr 68 przy ul. Lubelskiej, rodzicami znanego poety. Kto by przypuszczał panie Świetlicki Marcinie, że zawitam w pana domu. Wiem, że niepotrzebnie się tym ekscytuję, bo rozmowa nie dotyczyła poety, ale przedwojennych Piask.
5 sierpnia
Dzień przeznaczony na rekonesans w Piaskach spędzam w Lublinie. Wychodzę na ulicę, w każdej starszej osobie widzę "historię mówioną". Słyszę w uszach kolejne opowieści o szabasie, synagodze, żydowskich weselach i pogrzebach, koleżankach żydówkach ze szkolnej ławki. Dobrze, że nie mam mini disca. Zastanawiam się, jak będzie wyglądać kontynuacja tego projektu, na ile uda nam się wykorzystać to wszystko, co zdobywamy w trakcie naszej podróży. Ile osób udało nam się zarazić naszą ideą?
4 sierpnia
Wczoraj skanowałam artykuły o przedwojennej Bychawie. Jeden tekst był o najstarszej kamienicy w mieście. Jej właścicielem był bogaty żyd Rajs. Zajmował się sprzedażą skór. Po wojnie w kamienicy zamieszkała pani Janina Kryska. Dzisiaj jeden z mieszkańców Bychawy powiedział nam, że obok kościoła mieszka pani w pożydowskim domu. Poszliśmy do niej. Opowiadała nam o swoim dzieciństwie, o żydowskich koleżankach, swoim braciszku, który bał się chodzić do przedszkola, bo mógłby zostać schwytany przez żyda na macę, o swojej żydowskiej nauczycielce, do której chodziła na prywatne lekcje. Siedzieliśmy przy okrągłym stole, obok stało wielkie drewniane łóżko. "Do dziś w pokoju pani Janiny stoi masywne dwuosobowe łóżko z drewna robione na obstalunek, z ozdobnymi ściankami, oraz okrągły duży stół z wysuwanym blatem i ornamentacyjną secesyjną podstawą, bardzo funkcjonalny. Te meble mogą być jeszcze Rajsowe - myśli głośno pani Janina." Głos Ziemi Bychawskiej, nr 3/2000 Tak oto spędziliśmy przedpołudnie w studwudziestoletniej kamienicy żyda Rajsa.
3 sierpnia
Dzień bez historii mówionej. Wybraliśmy się z Olą i Ignacym do biblioteki miejskiej zeskanować trochę materiałów o przedwojennej Bychawie. Nic wielkiego nie zdążyło się wydarzyć, gdyż czas mija bardzo szybko, do domu coraz bliżej. Myślę, że jak się już wyśpię w moim łóżku, to zacznę tęsknić za tym wszystkim, za ludźmi, rozmowami, nagraniami, tylko za tym, że powinnam montować historię mówioną nie będę tęsknić. Na pewno mam w sobie jakieś predyspozycje uniemożliwiające mi pojęcie tej czynności. Łaska boska, że moja lokatorka Anna K. posiada tę zdolność. Droga Aniu do roboty!
2 sierpnia
Ile z nagranych historii mówionych zostanie w mojej pamięci na dłużej? Czy bardzej uwierzę w historię o drewnianej czy murowanej synagodze w Goraju? Kto ma rację? Pani, która ukrywała żydówkę w swoim domu, czy jej córka, której ta żydówka po latach opowiadała tę samą historię? Ile jeszcze zniosę opisów mordów? Nie wiem, czy te nagrania nauczyły mnie słuchać.

Wiem jednak, że warto to robić. Dla ludzi. Ocalić to, co zostało w ich pamięci, to czego nikt inny nie chciał słuchać, bo co niezwykłego jest w tym, że siedziało się w ławce z żydóweczką?
1 sierpnia
15.13
Mini disc musiał zostać na przymusowym leczeniu. Kosztownym. Ja liczę dni do końca. Czuję, że to dopiero początek moich niemiłych przygód. Aż się boję myśleć, co jeszcze jestem w stanie zepsuć. Dziś moim udziałem było uszkodzenie buta Anny K. Choć tak do końca nie wierzę w swoją winę w tym przypadku, ale trudno o rzeczową dyskusję z Anną K. w tej sprawie. Niech będzie, że to ja i tak mi wszystko jedno po tym mini discu.

23.22
Spotkanie wieczorne zaskoczyło chyba każdego z nas. Myślałam, że będzie to kolejny wieczorek zrobiony przez nas dla nas. Tym czasem przyszli ludzie, do tego zainteresowani naszym projektem. Resztę napiszą inni. Zapraszam do lektury blogów moich koleżanek i kolegów.
31 lipca
O ile upadek Krzeszowa to mit, o tyle upadek mini disca to fakt. Tragiczny. Szatan z Goraja wciąż jest z nami. A może to zjawa kraśnicka mi dziś takiego psikusa zrobiła?
30 lipca
Dziś rano wydawało mi się, że na moim telefonie wyświetla się coś w jidysz. Nie miałam wątpliwości, że wyjazd do Lublina jest absolutnie konieczny. Połowa naszej podróży. Ciekawe, czy Singer byłby z niej zadowolony? W Kraśniku będe miała okazję pierwszy raz wejść do bożnicy.
29 lipca
Chyba rzeczywiście szatan z Goraja przyjechał z nami do Janowa. Ania K. utraciła część swoich nagrań, a ja chęc do robienia czegokolwiek. Do tego nieróbstwo męczy mnie jeszcze bardziej. Gdyby ktoś znalazł sposób na ciągle plączące się kable od mini disca, uchroniłby mnie od nadciągającego załamania nerwowego. Z góry dziękuję.
28 lipca
Wieczorny spacer nad zalew, a tam nocne Polaków rozmowy. Ciekawe, na ile zmienią one nasze działania? Na lepsze.
27 lipca
Janów Lubelski wita nas słońcem, dużą ilością przestrzeni w internacie i koszmarną obsługą w restauracji "Hetmańska". Każdemu, kto chce wypróbować swoją wytrzymałość psychiczną, plecam to miejsce przy ul. 22-go Lipca. My długo musieliśmy odreagowywać wizytę.
26 lipca
Dzięki historii mówionej historia pisana nabiera kolorów, smaków i realności. Pani Oszuszt w szabas rozpalała ogień w żydowskich mieszkaniach, pan Bracha widział, jak żydzi całują mezuzy przed wejściem do domu, pan Dubaj do dziś czuje zapach z żydowskich domów.
25 lipca
Przyjechaliśmy szukać Szatana w Goraju, a okazało się, że dla niektórych to my jesteśmy szatanami. Choć była grupa, która widziała w nas sztukmistrzów z Lublina. Bycie żydówką nie jest takie złe, przynajamniej wzbudzam zainteresowanie. Tyle razy przejeżdżałam przez Goraj i nikt mnie nie zauważył, a dziś proszę, tyle par oczu skierowanych właśnie na mnie.
24 lipca
Każda starsza osoba kryje w sobie historię. Nie udało nam się porozmawiać ze wszystkimi. W zeszyscie pozostało kilka adresów, powinniśmy tu wrócić.
23 lipca
Coś dziwnego dzieje się podczas tej wyprawy. Już drugi dzień z kolei wstaję przed 9 rano. Szkoda, że tak rzadko widuję takie piękne poranki, bo wiem doskonale, że te dwa dni nie są początkiem radykalnych zmian w moim trybie życia. A jak już dziś wstałam, to zrobiłam coś dla naszego projektu. Udałam się wraz z Dorotą i Piotrem Ch. w poszukiwaniu wielokulturowej przeszłości Frampola. Trafiliśmy do pani Eugenii Rawskiej, rodowitej mieszkanki miasteczka i nareszcie mogliśmy otwarcie o wszystko pytać.
22 lipca
Po dzisiejszej nocy widzę, jak mało we mnie tolerancji dla innych, tak naprawdę nie toleruję obcych w moim życiu. Nie potrafię zaakceptować szerszeni, pająków i innych insektów, a przecież mają prawo żyć obok mnie. Od tych przemyśleń rozpoczął się kolejny dzień naszego projektu. Wycieczki od domu do domu w poszukiwaniu "Śladów Singera", choć rzadko padało to nazwisko, nie było łatwo rozmawiać. Czułam się trochę jak akwizytorka ukrywająca przed klientem, to co w rzeczywistości mu sprzedaje.
21 lipca
Po dosyć nerwowym poranku i zostawieniu Asi Stachyry na kirkucie w Biłgoraju, przyjechałam wraz z moimi kolegami i koleżankami (tzn. byłam tak miłosierna i wróciłam jednak po Asię i przyjechałyśmy tu busem) na przedmieścia Frampola. Dostaliśmy na trzy noce całkiem komfortowy domek z łazienką, której dokończenie zostało odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie znam się na ulgach budowlanych, ale myślę, że zlikwidowali jakąś korzystną i pan właściciel czeka na jej przywrócenie. Jest 19.29. Wieczór minie nam pewnie na błogim lenistwie, rozmowach, kolejkach do łazienki w sąsiednim budynku, a może i opatrywaniu rannych, bo właśnie Asia wróciła i opowiedziała mi przebieg meczu naszej pierwszoligowej drużyny. W podświadomości czułam, że Dorota nie sprawdzi się w ataku.
20 lipca
Moje największe odkrycie tej podróży okazało się nieprawdą. Szary domek na rogu ulicy Targowej i Lubelskiej nie należał do dziadka Singera.. Reszta dnia także minęła bez większych emocji. Pani, z którą umówiłam się wczoraj na nagranie, nie było w domu. Reszcie też nie udało się zbyt wiele nagrać. Na szczęście spacer po kirkucie z Zuzanną Brzozowską zrekompensował martwe przedpołudnie.
Brakuje mi trochę pana z Ukrainy, widoków krzeszowskich i chęci działania. Jutro Frampol, mamy za sobą 1/5 podróży i trochę śladów Singera.
19 lipca
Na początek trochę mną wstrząsnęło. Nie wiedziałam, że do dziś istnieje dom, w którym przebywał I. B. Singer. Siwy, drewniany domek na rogu ul. Lubelskiej i Targowej mijałam setki razy. To właśnie tu mieszkał laureat nagrody Nobla. I to właśnie znak, że warto wybrać się w podróż Śladami Singera. Gdyby nie spacer z panem Witoldem Dembowskim pewnie przez kolejne dwadzieścia lat przechodziłabym obok tego domu nic o nim nie wiedząc. Cztery godziny na stoisku minęły zbyt szybko, udało mi się w tym czasie zająć wszystkim, oprócz mapą pamięci czy rozmowami z mieszkańcami. Choć robiłam to chyba trochę świadomie. Nie wiem czemu bałam się trochę tego spotkania, bałam się, że ktoś kogo znam, choćby i tylko z widzenia przyjdzie i zacznie opowiadać coś czego nie chciałam słuchać. Choć z drugiej strony wiedziałam dokładnie, że coś takiego może nas spotkać. Kameralne spotkanie wieczorne też mnie trochę rozczarowało, nie przyszli ludzie, którym od miesięcy opowiadałam o projekcie, a oni od miesięcy przytakiwali naszej idei i krytykowali ludzi przeciwnych Singerowi. Choć z drugiej strony spotkanie należy uznać za udane, wyszło prawie tak samo, jak zaplanowaliśmy poprzedniego dnia, widownia nie była zbyt liczna, ale to chyba najwyższy czas, żebym uświadomiła sobie, że nie jesteśmy Dodą Elektordą czy jak ją tam nazywają i tłumów u nas nie będzie, ważne żeby na takim spotkaniu udało nam się ciekawie porozmawiać choć z jedną osobą. Patrząc w ten sposób, dziś odnieśliśmy kolejny sukces.
18 lipca
Problemy logistyczno-organizacyjne mnie wykańczają. Ale jakoś poszło. Co prawda nie do końca tak miało być, ale nie ma co narzekać. Zawsze mogło być gorzej. Cały dzień minął na przygotowaniach do jutra. Ostatnie telefony, przygotowanie plakatów, jakieś podania, harmonogramy itd. Za to jutro zapowiada się całkiem ciekawie. O 11 jesteśmy umówieni na nagranie, potem stoisko i na koniec spotkanie. Mam nadzieję, że będzie jak w sobotę w Krzeszowie.
17 lipca
Dzień bez Krzeszowa. Jadę do Warszawy na szkolenie. Opowiadam o naszej podróży moim nowym kolezankom i kolegom. Wiedzą o nas w samej stolicy!
16 lipca
Deszcz ochłodził trochę mój zapał, choć wierzyłam mocno, że do godz. 16 przestanie padać i pójdziemy na rynek malować mapę pamięci, rozmawiać z mieszkańcami, nie wyszło. Ale Łukasz umówił nas za to na jutro na nagranie i poniedziałek zapowiada się całkiem ciekawy. Szkoda tylko, że mnie tam nie będzie. O godz. 17. 30 zakończyła się moja przygoda z Krzeszowem, jako jedyna wsiadłam do autobusu, który według rozkładu jeździ tylko w dni robocze od poniedziałku do piątku.
15 lipca
Upadek Krzeszowa to mit!
Dzisiejsze spotkania pokazały, że podróż Śladami Singera ma sens nie tylko dla nas, ale i dla ludzi, do których przyjeżdzamy. Kto nie był na spotkaniu z malarzami niech żałuje. Bohaterem dzisiejszego dnia był niewątpliwie pan Włodzimierz z Ukrainy. Dzięki niemu zobaczyliśmy co to wielokulturowość i wielonarodowość i życzliwość. Choć zdarzyły się i przykre rzeczy. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi, a ja nie mam już siły tego powtarzać po raz tysięczny. Co ważne jest nadzieja, że to wszystko da się jeszcze naprawić.
14 lipca
Najbardziej chciałabym wiedzieć, jak cała nasza podróż będzie wyglądać. Ale im bliżej do wyjazdu, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że się tego nie dowiem. Krzeszów wydaje się drugim Tarnogrodem. Ciekawe, czy uda nam się zainteresować mieszkańców swoim projektem podczas Dni Krzeszowa. Czy Singer wygra z Festynem i Biesiadą?
























wjeżdżam
wjeżdżam
zjeżdżam


      Grantodawcy:

    

 


Organizatorzy:           .