Joanna Stachyra,
Rocznik 82 (bardzo dobry rocznik). W tym roku odkryłam w sobie zadatki na wieczną studentkę, choć może jesienią (przy pomyślnych wiatrach) skończę chociaż jedne studia.
Moje zainteresowania są ogólno - kulturalne, czytam, oglądam, słucham, żyję. Świat Żydów zaistniał w mojej (pod)świadomości poprzez opowieści mojej babki, których słuchałam będąc małą dziewczynką. To był początek podskórnej fascynacji, która przez lata rozpalała się i przygasała, by w końcu... nie wiem... dojrzeć??? Może odpowiem sobie na to pytanie po podróży z „Singerem”. W projekcie zajmuję się spotkaniami z jidisz.
 
 
BLOG

14 sierpnia

fej - f

To, co poniżej to tylko fragmenty. Tak naprawdę "Wszystko, co mam, noszę w sobie".

Suplement
langer fej - f, tsadik - c, kuf - k lub q, rejsz - r, szin - sz, sin - ś, tof - t, sof - t lub s
 
13 sierpnia
pej - p

Dzień (przed)ostatni. Trochę się szwędamy, trochę rozmawiamy. (Niektórzy puszczają latawca ;). Dziwnie się czuję. Już koniec? Wieczorem, po ostatnim spotkaniu, wszyscy oglądamy "Memento" Nolana. Niezłe clou naszej podróży, chyba niezamierzone (???).

A jednak tamten pies to rzeczywiście była dobra wróżba.
12 sierpnia
ajn - e

Wczoraj byliśmy na kawie w synagodze. Szok.
11 sierpnia
samech - s
Cały dzień padało. Ale wieczór bardzo miły, kameralny. Tak lubię.
10 sierpnia
langer nun - n

Czyjeś serce nagle przestaje bić. I już. Wtedy zaczyna się porządkowanie świata na nowo. Na chwilę wracam do domu, wciąż porządkuję.
9 sierpnia
nun - n

Jeden z profesorów jeszybotu w Lublinie zwykł powtarzać zasłyszane gdzieś zdanie: „Żydów można albo namiętnie kochać, albo namiętnie nienawidzić”, po czym dodawał: „Kiedy zaczniecie nas uważać za normalny naród, mający jak każdy inny swoje błędy i zalety, swoich zbrodniarzy, ludzi przeciętnych i bohaterów?”(przeczytane w książce Aleksandra Klugmana "Żyd co to znaczy?"). To tak a propos anty - i filosemityzmu.
8 sierpnia
szlosn mem - m

Bełżec. Nie potrafię napisać nic więcej.
7 sierpnia
mem - m

W Piaskach jakoś nie czuję klimatu. Pewnie dlatego, że jesteśmy tam przez parę godzin, a nie non stop.
Wieczorne spotkanie całkiem fajne. Tyle.
6 sierpnia
lamed - l

"Rzeczywistość mitu jest bardziej rzeczywista od rzeczywistości"
Rafał Wojaczek "Dziennik".
5 sierpnia
langer chof - ch
,br> Spokojny ranek. W południe lekka irytacja („my zakładamy szwy, a nie zdejmujemy”). Po południu... Przemilczę.
4 sierpnia
chof - ch

Ewa i jej niesamowite opowieści. Choćby o chasydach i paleniu papierosów. Otóż chasydzi mogą spokojnie palić tytoń o ile czynią to z odpowiednią intencją. Wtedy bowiem dym dociera do samego nieba i błogosławi Boga. Bo w judaizmie każda czynność wykonywana przez człowieka jest pochwałą Boga, bo sacrum nieustannie miesza się z profanum, bo religia przenika wszystko.
3 sierpnia
kof - k

Znowu masa dzieciaków. Szczerbate, uśmiechnięte buźki, błysk w oczach, kiedy na kartce pojawia się imię zapisane hebrajskim (jidysz) alfabetem. Jeszcze większy błysk, kiedy Ignacy robi zdjęcia. Lubię dzieci. Od nich nigdy nie usłyszę: "Miałam trudne, nieudane życie." Raczej: "jestem Jarrrek i chodzę do logopedy." (Pozdrowienia dla Jarka z Goraja).
2 sierpnia
pasek tswej juoln - aj, ej

„Umknęło mu trochę czasu, zostawiając lukę, jakby Puvach, Anioł Zapomnienia wydarł Ickowi Nachumowi pamięć. Rozmyślał o tym w ciemności. Ta luka mogła trwać minuty, godzinę, albo całą dobę.” Izaak Bashevis Singer „Post”

Mi też umknęło trochę czasu. O drugiej nad ranem słowa w ciemności:
- Jaka jest pańska narodowość?
- Jestem pijakiem.
(„Casablanca” na laptopie). Jeszcze nie wiem, że ta historia będzie miała ciąg dalszy.
1 sierpnia
tswej judn - ej, aj

Z Magdą K. szukamy pani Powęzki - Spawiedliwej Wśród Narodów Świata. Podblokowi staruszkowie całkiem serio przejmują się naszym problemem. Po kilku minutach już chyba całe osiedle wie, że nie jesteśmy z Polski (bo mamy "inny akcent"). W końcu trafiamy pod właściwy adres. Sprawiedliwa ma 95 lat, siedzi cichutko w kącie. Całe spotkanie zdominuje jej córka, mówiąc na wstępie, że mama ma luki w pamięci. Ale kiedy córka wychodzi szukać wycinków z izraelskich gazet, staruszka nagle odzywa sie. Jedyne zdanie, które wypowiada po prostu poraża: "Ciągle przychodzą i pytają mnie o Żydów, ale mnie się wydaje, że ja źle nie zrobiłam?!" Wieczorem spotkanie w bożnicy - fantastyczne.
31 lipca
jud - i,j,y

W Kraśniku czas odmierzają regularnie bijące dzwony kościelne i ciężkie samochody przejeżdzające przez centrum kilkanaście razy w ciągu godziny. Z realiów topograficznych opisywanych przez Singera wciąż istnieje rynek (choć zachowało się zaledwie kilka przedwojennych domów) i synagoga - ta na dziedzińcu której odbyły sie zaręczyny nieszczęsnej Cylki i Jakira z opowiadania "Zjawa". Reszty możemy się tylko domyślać. (Aha, dzieciaki, które przez moment okupują nasze stoisko, pytają czy jesteśmy jakąś sektą).
30 lipca
blog
29 lipca
tes - t

Jeszcze o więzieniu (muzeum) janowskim. Historia Żydów opowiedziana na trzech fotografiach - wszystkie z czasów wojny. Znowu śmierć przesłania życie.
28 lipca
hes - h

Dla żydowskich ortodoksów historia nie miała żadnego znaczenia - wytrwale oczekując Mesjasza, żyli jakby poza czasem (dobrze pokazał to Kawalerowicz w "Austerii", polecam). To tak a propos dzisiejszego dnia, upału i wahań poziomu entuzjazmu uczestników projektu. W końcu też żyjemy jakby poza.
27 lipca
zajn szin - z Jesteśmy w Janowie. W końcu namacalny i bezsprzeczny ślad Singera - janowskie więzienie, podobno bardzo ciężkie, dziś muzeum. Są jeszcze dwa "muzea" w Janowie - restauracja "Hetmańska" (choć mi akurat sam obiad smakował) i knajpa przy browarze (choć piwo całkiem całkiem i tanie).
26 lipca
zajn - z Dziś dzień historii mówionych. Co zapamiętam? Żydów, którzy zrobili bramy wjeżdżającemu do miasta katolickiemu biskupowi. Żydów, którzy kupili sikawki polskim strażakom (bo przecież ratowali ich sklepy). Żydów, którzy często poważniej podchodzili do swojej religii niż katolicy. I jeszcze lodówkę marki Moskwa w mieszkaniu jednego pana (wciąż działa!).
25 lipca
wow jud - oj W Goraju po raz pierwszy spotykamy się z otwartą agresją. Wracam pamięcią do prywatnych wypraw w Polskę (tych fizycznych i tych literackich) i odnoszę wrażenie, że Goraj jest jednym z tych miejsc, gdzie w malowniczym krajobrazie żyją surowi, twardzi ludzie. Ale kiedy poszukać głębiej okaże się, że agresja czy (co jeszcze gorzej) obojętność to mechanizmy obronne. Po pewnym czasie ludzie otwierają się, mówią nawet o trudnych sprawach (polsko-żydowskich), oceniają - słowem - nie myślą wyłącznie w czarno-białych kategoriach. Na pewno łatwiej zapamiętuje się to, co negatywne. Tylko czy warto mieć takie wspomnienia? Wystarczy, że nasi rozmówcy wciąz wracają do traumy wojennej. My na szczęście nie musimy. A jeden czy dwa chamskie teksty w naszą stronę, to tylko takie małe nic.
24 lipca
tswej wown - w
Jeden dzień w domu. Dziwnie mi tu, jednak przywykłam już trochę do tego życia na walizkach, którego się tak obawiałam, no i przede wszystkim do całej ekipy singerowskiej. Świeży opatrunek na palcu (jakoś za tydzień zdejmą mi szwy), domowy obiadek, pranie, a wieczorem wreszcie zobaczę się z Pawłem, za którym najbardziej tesknię w tej podróży. Zastanawia mnie tylko dlaczego już od pierwszego dnia wyjazdu ciągle zdarzają mi się jakieś przypały. Czyżby mój anioł stróż zamienił się miejscami ze Szlemilem?
23 lipca
wow - w lub u
Krótki spacer po frampolskim kirkucie. Zaledwie kilka macew zdobionych uproszczonymi symbolami (rozczulajacy niby-lew i jakby-jeleń poczynione niewprawną ręką). Największe wrażenie robią jednak ogrodzone łańcuchami płaty ziemi z tabliczkami informującymi, że w tych miejscach leżą Żydzi zamordowani w czasie masowych egzekucji. Coś chwyta za gardło, wstrzymuje komentarz.
22 lipca
hej - h
Po miesiącu projektu chyba osiągnę doskonałość w rozrabianiu kleju do tapet. A tak na serio to ciągle się uczę. Uczę się przełamywać nieśmiałość i dystans wobec ludzi, uczę się słuchać, patrzeć w oczy, rozmawiać. To chyba dla mnie najcenniejsze doświadczenie w tej podróży.
21 lipca
daled zajn szin - dż
Idę na kirkut zrobić parę zdjęć, a potem jeszcze na chwilę na Kościuszki. Mamy wyjechać do Frampola o 11.30. O 11.25 (kiedy jestem już prawie pod kolegium) widzę jak odjeżdża mi autobus. Mam złoty dwadzieścia w kieszeni, rozważam różne możliwości. Zawsze jeszcze pozostaje stop. W końcu docieram na miejsce (Magda K. nie śpi, dzięki). We Frampolu jest zajebiście, las, zalew, komary. Czuję się jak na wakacjach gdzieś w połowie lat 70-tych. Pilśniowy domek z niebieskoróżowymi ścianami, zajazd "Złoty Łan", który lata swojej świetności dawno ma już za sobą. Brakuje tylko szczekaczek i porannej gimnastyki. Wszystko przenika zapach wilgoci,lampy-atrapy przeżera rdza, kolory blakną z dnia na dzień. Czas leniwie płynie naprzód, a jednocześnie cofa się. Frampol - estetyczno-symetryczny. Na osobliwości pewnie jeszcze przyjdzie czas. Wieczorem część 'singerowców' gra w piłę na miejscowym boisku. "Walka toczy się ostra". Mimo ambitnych planów zorganizowania kina pod gwiazdami, z uwagi na flesze z nieba i masakrycznie tnące komary, spędzamy wieczór na stacji. Po powrocie, tak gdzieś koło pierwszej już tylko akcja z szerszeniami i wreszcie sen. W nocy fantastyczna burza. Momentami zastanawiam się czy to wszystko dzieje się naprawdę.
20 lipca
daled -d
Szukamy ludzi, którzy pamiętają Biłgoraj sprzed wojny. Czasami jest ciężko. Kogoś nie ma w domu o oznaczonej godzinie, ktoś nie chce mówić. Ludzie chyba zwyczajnie boją się. Trzeba to uszanować. Szukając domu jednej z potencjalnych rozmówczyń, natykamy się na gwiazdę Dawida z podpisem 'won' nasprejowną na opuszczonej drewnianej budce. Przypominam sobie, że w Krzeszowie na asfalcie pod remizą była namalowana swastyka. Cóż, taka jest rzeczywistość. Po południu idziemy na biłgorajski kirkut, gdzie leży m.in. wujek Singera. Kilka całych macew, o wiele więcej fragmentów. Mosze, Icchak, Szlomo, Debora - nigdy nie usłyszę ich historii. Wieczorem w kilka osób idziemy na piwo janowskie do 'blaszaka', gdzie poznajemy Towarzystwo Singerowskie od podszewki. Cofam się o jakieś 15 lat. Tak wyglądał bar Sarajewo - mityczne miejsce z czasów mojej podstawówki. Bo podróż z Singerem to nie tylko powrót do czasów przedwojennych, to także - jak się okazuje na każdym kroku - niezamierzona podróż sentymentalna.
19 lipca
giml
Leniwy poranek kończy się małym napadem paniki. Nie mam kasy. Kompletne zero w kieszeniach. Usiłuję sobie przypomnieć minuta po minucie, co wczoraj robiłam. Nic z tego. Już wyobrażam sobie czarny scenariusz dalszej podróży.
Idziemy z Dori pod 'becek', gdzie nasi rozkładają się już od godziny. Trochę zamieszania, ludzie już zwracają na nas uwagę. To dobrze.
Cud! Jest kasa, włożyłam do okularów. Już mi się znowu chce coś robić. Biłgoraj ma jakieś 30 tys. mieszkańców (info Kawa), więc przychodzi trochę więcej ludzi. Niektórzy są bardzo zainteresowani, zwłaszcza "Opornikiem", który jest 'za darmo'(czy to nowy nawyk wykształcony przez hipermarketowe mechanizmy promocyjne?). Przychodzą dzieciaki, piszemy razem ich imiona w jidisz. Widzę, że sprawia im to frajdę. Próbujemy się nauczyć paru słówek i zwrotów. Trochę ciężko idzie, ale 'żabe' zapamiętają napewno.
Jest też telewizja. Koleś z ekipy (ok 20 lat) zagadnięty o Żydów mówi: "Ja nie lubię Żydów i nie zmienię swoich poglądów". Za to inny pan (nieco po trzydziestce) jest wyraźnie zaaferowany tym, co robimy. Umawiamy się, że skseruję dla niego alfabet. Więc znowu warto. Już w Krzeszowie postanowiłam zapisać się po wakacjach na jidisz. No bo co zrobić, kiedy chłopiec pyta, jak jest 'autobus'? Nawet nie wiem czy istnieje takie słowo w jidisz, chociaż skoro jest 'jazz' to może i 'autobus'. Sam Singer w swoim przemówieniu noblowskim mówił, że w jidisz nie ma określeń na broń, taktyki wojenne, ogólnie słownictwo związane z walką, bo Żydzi ze środkowoeuropejskich sztetełe nigdy nie prowadzili wojen. To odpowiedź dla tych, którzy pytają o kwestię Izrael-Liban.
18 lipca
wejz
Ostatni dzień w Krzeszowie zaczął się o czwartej rano nad ranem. Po dwóch godzinach snu idę z Olą i Dorotą popatrzeć na wschód słonca. Ostatnie spojrzenie z góry na okolicę. Z łąk podnosi się mgła. Krzeszów na moment znika. Żal wyjeżdżać. Potem jeszcze raz przedzieramy się przez chaszcze na kirkucie, odsłaniając kolejne nagrobki. Próbuję coś odczytać. Na jednej z macew chyba słowo 'Eden'. Żydowska nazwa Krzeszowa? Wczesnym popołudniem wyruszamy do Biłgoraja. Tu już bardziej miejsko. Znów trzeba się przestawić.
17 lipca
beyz
Pani Pisula mówi o żydowskich akuszerkach, które odbierały porody chrześcijańskich kobiet -więc każdy goj stykał się ze światem Żydów już pierwszego dnia życia. W tym jest głębia.
I jeszcze. Pytam dziesięcioletnich na oko chłopców,których uczę pisać swoje imiona w jidisz:
- a wogóle chłopaki to wiecie coś o Żydach?
- tak -
słyszę - u mojej babci na podwórku leżał jeden zakopany
16 lipca
komets alef
Proza codzienności. Budzi mnie zimno, może podłoga w deszczową noc przy otwartym oknie to nie był najlepszy pomysł. Chłopaki z Krzeszowa i okolic rozgrywają turniej piłkarski. Komentator: "pogoda niedopisała, ale niestety piłkarze nie poddają się". My też, ale pogoda mocno pokrzyżoawała nam plany. Ostatnie przygotowania do warsztatow jidisz, których ostatecznie nie ma. Popołudniu idziemy na poplenerową wystawę do GOK-u i wernisaż miejscowej malarki. Ponieważ Ola napisała o dziewicy z zardzewiałą aureolą (ach, też chciałam!),miałam napisać tylko o obrazie z papieżem (interpretacja hardcore), ale nie napiszę, bo kiedy zobaczyłam autorkę (sympatyczna staruszka) pomyślałam, że powstrzymam się od jakichkolwiek wartościowań. Wieczorem powtórka z rozrywki, czyli znowu dicho. Kto nie widział Doroty, Igora, Kasi, Oli, Ani K. i Chorosia w akcji, niech żałuje. Wierzę, że głębia gdzieś jest. Ale nie dzisiaj i nie tu, przynajmniej dla mnie.
15 lipca
Pasekh Alef.
Juz po pierwszej, ale chyba dziś nie zasnę. Pod nami: "prawdziwdziwy śnieg wśrodku lata", czyli impreza w klubie Toxic. Ciężko zebrać myśli, nijak zasnąć. Dziś Krzeszów okazał się jeszcze piękniejszy (ach, ten widok z góry - wprost cudny). I kirkut. Trochę mnie zszokowało to co tam zobaczyłam - prawie dwumetrowe pokrzywy i inne zielska, a gdzieś pomiędzy ledwo widoczne pojedyncze macewy. Podobno jest ich około trzystu, wierzę na słowo. Natura wypiera kulturę, ale jest jeszcze szansa, by to zahamować. Nasz projekt jest taką szansą. Ekipa zachwycona ludźmi z pleneru malarskiego, ja zachwycona młodzieńczym entuzjazmem Karoliny - z jakim błyskiem w oku opowiedziała o dzisiejszym dniu! Umc, umc, umc... Już nie myślę. Śmierć disco!
14 lipca
(Alef) Początek.
Mentalnie jeszcze jestem w domu. Muszę się przyzwyczaić do życia na walizkach, do oswajania choć na moment kolejnych miejsc, do bycia z innymi ludźmi, przez 24 godziny na dobę. Już się zaczęło, ale jeszcze nic nie jest wiadomo. Jak przyjmą nas ludzie, ile osób uda nam się zainteresować, czy w ogóle kogoś?
Sam Krzeszów - bardzo malowniczy, trochę przypomina mi okolice Kazimierza Dolnego (lessowe wąwozy, wzgórza, rzeka) - bo gdziekolwiek jestem, myślę przez pryzmat tego, co znam, miejsc które znam, moich miejsc, mojego środka świata.
A zapomniałam o psie. Zwykły czarny kundel, który wciąż chciał się z nami bawić. Dobra wróżba.
























wjeżdżam
wjeżdżam
zjeżdżam


      Grantodawcy:

    

 


Organizatorzy:           .