Anna Kołodyńska,
22-letnia studentka politologii, miłośniczka kawy, właścicelka jużaka i rudego kocura. Interesuję się prawami człowieka, tematyką genderową, naszymi sąsiadami zza wschodniej granicy, mediami. Jadę w ślad (niestety nie w świat- a może tak do NYC?) za Singerem, by zmierzyć się ze stereotypami, z ludźmi, z historią. Chciałabym w trakcie podróży opowiedzieć komuś o Tajbełe i jej demonie.
 



 
BLOG

14 sierpnia

Budzę się. Otwieram jedno oko, za oknem pada deszcz. Pod sufitem pływają sny Magdy i Oli. Obserwuję je przez chwilę i sama zapadam w otchłań podświadomości. Potem jeszcze raz i znowu. Pierwszy raz nie czuwam całą noc, by nie zaspać. Nie zrywam się z łóżka, by zdążyć na rozmowę. Kiedyś trzeba opuścić ciepły śpiworek, wziąć prysznic, wyjść na deszcz, pójść do cerkwi, wypytać księdza "co i jak". Ostatecznie i definitywnie Lublin. W mojej głowie odklejają się plasterki poszczególnych dni, rozmów. Rozmywają się twarze, przenikają głosy. W tle dźwięki gitary, pourywane słowa: "zacząłem myśleć o pisaniu mając dwanaście lat, a o dziewczynach..." Teraz będę się karmiła zakłóconym przez szum komputera dźwiękiem, który stał się przeszłością. Moim udziałem w sztetl. Zamknę oczy. Zobaczę. Przecież tam byłam. Będę i teraz. Bo pamiętam.


"Aleph, absolutna otchłań, cóż więcej jest nam dane? Bet, bicie od dawna nam zgotowane. Geemel, glorii pełen Bóg udaje, że wie o tym, Dalet, dostojna śmierć swój cień rzuca na boki. Hey, hardy kat już czeka na swoją ofiarę; Wov, wiedza to głupota ponad ludzką miarę. Zayeen, znaki zodiaku majaczące w oddali; Chet, chrome dziecko, które przed narodzeniem na śmierć skazali. Tet, tęgi myśliciel, pan do więzienia wtrącony; Jod, judasz sędzia, zły wyrok przezeń ogłoszony."

"A kiedy już zniknie ostatnia litera, Ostatniemu z diabłów przyjdzie czas umierać"


I.B. Singer "Ostatni demon"
 
13 sierpnia
Pierwsza myśl po przebudzeniu: "dzisiaj napiszę ostatniego bloga". Chyba wyraziłam tą myśl głośno, bo Kawa pouczyła mnie, że jutro też mogę jeszcze coś napisać. Magdalena puściła wodze fantazji i uradowana doszła do wniosku: "możesz już do końca życia pisać bloga o Singerze". Tak, macie rację, potrzebujemy solidnego odpoczynku od samych siebie. Pojedziemy do domu, zrobimy pranie, zjemy normalny obiad, wyśpimy się i następnego dnia podreptamy do akademiowych lochów, spytać co u kogo słychać. O 11 musimy opuścić kolegium, mimo 3 painkillerów ciężko zwlec się z łóżka. Po drodze do nikąd (sześciogodzinne przymusowe i bezcelowe włóczenie się po Chełmie) zachodzimy do cerkwi. Marzy mi się rozmowa z popem o wielokulturowości Chełma. Nawet jeśli nie wykorzystamy jej do reportażu to i tak warto! W południe na rynku pierwsze próby aktorskie, bez castingu dostałyśmy z Kawą gażę w PRAWDZIWYM FILMIE DOKUMENTALNYM. Przemilczę fakt, że reżyser jest naszym dobrym znajomym.

Ciężko sobie wyobrazić, jak to będzie, gdy już Łukasz nie będzie mnie prosił: "możesz to powtórzyć?", gdy Choroś nie będzie cedził "Kołodynskaja". Będzie mi brakowało prowadzonych razem z Kawą badań socjologicznych i głupich dowcipów Igusia i Dori. Rozmów z Karoliną i Olą i Asią i... Jutro powiemy sobie "do zobaczenia".
12 sierpnia
Nie spotkałam dzisiaj potomków Szlemiela. Uff. Nieurodzaj w historiach mówionych. Czuję przez to, że coś ważnego mnie ominęło. Ta podróż to dla mnie rozmowy z tymi, co pamiętają. Cisza to dzień, którego nie było. Dzień, o którym zapomnę najszybciej.

Spacerniak* z Agnieszką Poźniak z "Miasteczka"- w Chełmie też można coś zrobić. A jeśli w Chełmie można, to może w Lubartowie też? Już od jakiegoś czasu, razem z Moniką S. (dla niewtajemniczonych: akademiczką z wagonu.lublin.pl, moją byłą współlokatorką lubelską i lubartowską sąsiadką) zastanawiamy się nad założeniem stowarzyszenia w naszym sztetl. Po 30 dniach powinnam planować wczasy w sanatorium z jacuzzi, a nie zastanawiać się, co będę robiła przez najbliższy rok. Jedno wiem na pewno: MUSZĘ KUPIĆ WOREK CZASU (NAJLEPIEJ BEZ DNA)!!!

*Autorka tego bloga użyła wyrazu "spacerniak", ponieważ zasób jej słownictwa jest tak ubogi, że żaden inny nie przyszedł jej na myśl. Nie wyraziła ona również zgody na ingerencję korekty. Agnieszka Poźniak nie ma nic wspólnego z więzieniem.
11 sierpnia
Trudno wyobrazić sobie przedwojenny Chełm. Goraj, Tyszowce, Piaski - owszem, ale Chełm? Taki dzień jak dziś, tylko 80 lat temu.

Żydzi śpiesznie zamykają swe sklepiki na szabas. Zatrzaskują okiennice, deszcz zamoczył ich chałaty, posklejał długie brody. Szames przemierza miasteczko, nie ma czasu na omijanie kałuż. Musi zwołać wszystkich na modlitwę. W domu kobieta zapala świece i wygłasza nad nimi błogosławieństwo. Po powrocie z bóżnicy ojciec Cylki, Jaszego i Ryfki odmówi kidusz. Potem każdy wypije łyk wina. Jeszcze tylko błogosławieństwo chleba i wieczerza może się zacząć.

Rok 2006. Słyszę od Polki, która była koleżanką Ryfki, że jadła szabasową rybę, jej ojciec pił wino. "Żydzi się dzielili, częstowali." Czy Ryfka, Jasza, Cylka przeczuwali, że będę o nich pytać?
10 sierpnia
Ostatni demon mieszkał na poddaszu w Tyszowcach i żywił się książkami z opowiastkami w jidysz. Zrobiłam dzisiaj "zapasy" na długie, zimowe wieczory. Wyblakłe kartki, pachnące starością. Tyle historii kryją, ile palców przewracało ich strony. Powoli oswajam się z myślą o rozstaniu z lubelskimi sztetl. Choć tak naprawdę nigdy od nich nie ucieknę.
9 sierpnia
Traumatyczna pobudka. Pan Ignacy Tokarczyk jest proszony o zmianę budzika! Na skróty do tyszowieckiej łaźni przez cmentarz - są jakieś plusy tego, że kąpiele możemy zażywać od 8 do 14. Z Kawą w klapeczkach z orientalnym żelem pod prysznic idę zadrzewionymi alejkami - kwintesencja romantyzmu. Poznawanie wariacji na temat cukini pani Kowalskiej - pycha!

Długie Polaków rozmowy. Próby zawiązania międzypokoleniowych więzi. Cierpliwość. Zrozumienie. Szacunek. Dialog z historią.
8 sierpnia
Skończyły się i Piaski. W miasteczku Bełz.

"Wypłowiał już tamten obrazek, milczący, płonący Bełz".

Wszystko, poza milczeniem, jest tutaj grzechem.

"Wypiękniał nasz Bełz, w ogrodach na drogach bez. Nikt nie chce pamiętać, nikt nie chce znać smaku łez".

Dźwięki w mein sztetełe Bełz. Rok 2006. Cisza. Kroki, błądzących po żwirze. Piaski, Limanowa, Zamość, Lubartów. Ryfka, Szosza, Naftalin, Jasza.
7 sierpnia
Piaski. Cofnął się czas. Który mamy rok? Pożydowskie kamienice milczą, uśpione snem sprawiedliwych. Ocalały. Było, minęło. Zasuszone staruszki drepczą po nierównych chodnikach. Sędziwi mędrcy przesiadują na ławkach: "Paniusiu, mnie nagraj!". Może innym razem, w innym stanie świadomości. Idę ulicą Lubelską z moim przewodnikiem Bashevisem. Pokazuje mi kamienice, do których zachodził Jasza Mazur. O tutaj pokazywał swoje sztuczki! Może ktoś pamięta?!
Pani Helena nie zapomniała smaku cebularza. Pani Alicja pamięta Mojszego, który miał być rabinem i mówił tylko po żydowsku. A pani Regina placki i herbatę z cukrem od żydowskich sąsiadek. O Jaszy nikt nie słyszał.
6 sierpnia
Chwila w Piaskach. Ślad po mezuzie na jednej z futryn. Już kiedyś gdzieś to przeżyłam, widziałam. Zderzenie rzeczywistości z wyobrażeniami- bolesne.

Z dobrych wieści: fachowcy z Radia Lublin operują moją kasetkę. Dziękuję.
5 sierpnia
Nie poznaję samej siebie. Od 14 lipca.
Brakuje mi ciszy, a gdy milknął głosy czuję się nieswojo.
Dzień na walizkach.
Wieczór u Kawusi.
4 sierpnia
Są tacy, co przychodzą, by nas sprawdzić. Co wiemy. Ile wiemy. Skąd jesteśmy. Za czyje pieniądze.Bacznie obserwują nasz każdy ruch. Wytykają potknięcia. Oskarżają. Wypytują. Są tacy, co przychodzą, by posłuchać, porozmawiać. Są tacy,co przychodzą, by powspominać, bo tylko my chcemy tego słuchać. Wreszcie są tacy, którzy wpatrują się w zapalone świece i po cichu śpiewają "SZALOM".
"Szalom zoln zajn, szalom ojf der gancer welt"
3 sierpnia
Migawki twarzy. Kalejdoskop głosów. Potok słów. Odnaleźć pomiędzy zmarszczkami tą jedną, która pasuje do historii. Raz opowiedziane nie będą żyły wiecznie. Będziemy je zatrzymywać, chwytać mocno za ręce. Utrwalać tak jak Bashevis. W co łatwiej uwierzyć? Nie wiem.
2 sierpnia
"Aktor idzie w ciemność, by wydarł jej światło, Wulgaryzator w jasność, by rozlać ją na tło..."
C. K. Norwid

Gdzie my zmierzamy z naszym przewodnikiem Bashevisem? Czy nie gubimy go gdzieś w gąszczu historii mówionych po cichu do szumiącego m-d? Jak posród zmarszczek znaleźć te oczy, co widziały chasyda z brodą w czarnym chałacie? W jasności - stereotypy. W ciemności - prawda. Czy uda się wydrzeć ją na światło dzienne?
1 sierpnia
Panie i Panowie! Ladies and Gentlemen! Cylka była FEMINISTKĄ! Mało tego, kolejna bohaterka na trasie naszej podróży także! Jentł, chłopiec z jesziwy. A fe! ;-)

Pielgrzymka od drzwi do drzwi. Proszę się nie bać, my Polacy, nie szukamy mezuz. Litania pytań. Skrawki odpowiedzi, pourywane zdania. Nie wiem, czy zapomnieli, czy może nie chcą pamiętać.

Wieczór w Bóżnicy. Ola spisała się na medal. Wszyscy (za wyjątkiem Chorosia) powinniśmy sie od niej uczyć otwartości i umiejętności rozmawiania i słuchania. Będę Cię miała na oku Olu ;-)
31 lipca
Chyba w mniejszych miejscowościach mamy większą siłę przebicia. Już po godzinie od przyjazdu, cała wieś huczy "Żydy przyjechały!". Łatwiej rozmawiać, szukać żywych Historii Mówionych, wystarczy zapukać do sąsiada. W Krasniku przysłania nas cegła kraśnicka i beczka. Zagłuszają toczące się przez rynek ciężarówki. Dzisiaj nie mam siły na opowiadanie o "moim Bashevisie". Hałas i dyskusje z antysemitami usypiają moje pragnienie odnalezienia przedwojnnego sztetl.
30 lipca
"A w Kraśniku zmiana jedziesz prać ubrania..."
Trasa Janów Lubelski - Kraśnik. Kraśnik - Lublin. Lublin - Lubartów. Ciężko zasnąć, gdy nikt nie spaceruje nad głową. Sen o macewach i mezuzach. Chyba ten miesiąc z Sngerem jest ważny dla mojej świadomości i podświadomości.
29 lipca
blog
28 lipca
"Są doświadczenia, które dokonują spustoszeń w języku. Dlatego każdy, kto mówi, nie chcąc narazić się na zarzut cynizmu, waha się, nim użyje słów, które nie obroniły się, gdy poddawano je próbie." Ciągłe szukanie nazw, imion. Stałe definiowanie. Trudno odnaleźć związek między słowem a rzeczywistością. Nazwać, to czego już nie ma i nie wróci. Zdefiniować sztetl.
PS. Półmetek podróży. Chwilowe załamanie. "Delate". Wątpliwości, czy dobrze, że tu jestem. Nie chciałabym być tu tylko dla siebie.
27 lipca
"Jechał drogą biegnącą przez las. Była pełnia księżyca. Jego światło zarzuciło srebrną sieć na gałęzie sosen i sznury pereł na pnie drzew. Krzyczały nocne ptaki." Jechaliśmy drogą biegnącą przez złote pola. Była pełnia dnia. Słońce odbijało się w asfalcie. Ciszę burzył warkot silnika. Z Goraja do Janowa.
26 lipca
Popołudnie u pani M., zatęchły pokój. Na kanapie grzecznie siedzą rudowłose lalki, na stoliku rzędem poukładane obrazki swiętych. Pod krzesłem reklamówka z lekami. Proszę, by ściszyła telewizor. Tłumaczy mi, że teraz właśnie nadają jej serial. 4537 odcinek "Mody na Sukces". Mimo wszystko ścisza. Zerkam na nieme twarze hollywodzkich i gorajskich idoli. Jakoś to wszystko nie pasuje mi do historii życia pani M. Potem wspólnie szukamy przedwojennych zdjęć. Niestety bez efektu. Kilka godzin później idziemy z Łukaszem i Karolą porozmawiać z dzieciakami. Goni nas pani M., w ręce ściska pożółkłe fotografie. "ZNALAZŁAM!"- krzyczy. "Czy mogłaby to pani powtórzyć..."- prosi nasz Spielberg. I tak jestem pod wrażeniem.
25 lipca
Mykwa, czyli łaźnia żydowska w Goraju. Trzeba wyjść z sypialni i skręcić w prawo. Ominąć kuchnię i legowisko Magdy. Iść prosto po pomarańczowym kabelku. Przejść przez niedomknięte drzwi, potem jeszcze jedne. Na krzesełku położyć przybory kąpielowe. Dla celów bezpieczeństwa można przeczytać instrukcję zmywania naczyń sprzętu kuchennego, wiszącą na ścianie. Wtedy wreszcie można wejść do wanny. Odkręcić wodę i polewając się kubkiem lub wiadrem z napisem "ZLEWKI", rozkoszować się kąpielą. Wychodząc z wanny zwróć uwagę na pająka huśtającego się na nitce pajęczyny i zielone freski nad kranem, ostatni okaz ściennego grzyba w tym regionie Europy.
24 lipca
25 lat temu na Florydzie w wieku 87 lat umarł Isaac Bashevis Singer. Pochowano go na żydowskim cmentarzu Beth El Cemetery w Paramus, New Jersey. Szukamy wspomnienia po sztetl. Od dzisiaj w Goraju. Samotny spacer. Zastanawiam się, w którym z drewnianych domków mieszka pamięć. Odkrywanie codziennej historii zwykłych ludzi jest trudniejsze niż poznawanie heroicznej walki naszych bohaterów. Myśl, że te opowieści są prawdą - przeraża mnie. "Minęło tyle lat, harmonia znów gra, obłoki płynął w dal, znów toczy się świat."
23 lipca
Stary, drewniany domek. Malwy zaglądające w okiennice. Skrzypiące drzwi. Zapach naftaliny. Pomarszczona staruszka już na dzień dobry łapie mnie za rękę. Siadamy. W prezencie dostaję "papierówkę". Smakuje tak samo, jak ta, która rosła u mojego dziadka. Przeglądamy pożółkłe i wyblakłe zdjęcia. "Kochaniutka, a zgadnij, która to ja byłam! Ja to ta najpiękniejsza!". Rzeczywiście, te same oczy. Jeszcze przed wyjściem mam zaszczyt posłuchać, jak śpiewa. Jesteśmy z Chorosiem pod wrażeniem. Potem szum laptopa i skanera. Chcemy trochę ukraść tych dni, które znamy tylko ze słyszenia. To już nie jest "Śladami Singera". Jedziemy śladami opowieści zwykłych ludzi, których nikt nie chce wysłuchać. Brak czasu. Dla mnie po dziesięciu dniach podróży to żadne wytłumaczenie.
22 lipca
Dzień jak w PRLu. Uśpione miasteczko. Młode mamy z wózkami przesiadują na ławeczkach. Obok umorusani panowie sączą tajemnicze płyny ze szklanych butelek. Upał. Nie mam kryjówki przed slońcem. Mało konstruktywne rozmowy z tutejszymi wodzirejami. Niespodziewanie Ola zaczepia starszego pana z rowerem. Mechanicznie włączam "REC". Powoli zaczynam wyobrażać sobie żydowski Frampol. Jeszcze kilka nieudanych nagrań i rozmów. Deszcz, a właściwie to ulewa. Panta rei. Poznaję żywą historię.
21 lipca
Człowiek choćby nawet nie wiem jak bardzo się starał, nie jest ideałem. Zastanawiam się, czy z pokolenia na pokolenie nie jesteśmy coraz mniej wyraźnymi kopiami. Coraz bardziej zamazanymi kalkami. Nie potrafiłam dzisiaj zakończyć spotkania z panią Mikulską i Klechową. To tak, jakbym dobrowolnie rezygnowała z poznania prostej dobroci, tej najpiekniejszej. Chwilowy powrót do mojego Lubartowa. Jakoś dziwnie cicho i pusto bez załogi AO. Do tego złe wieści.
20 lipca
Pobudka. Prysznic. Spotkanie. Ktoś nie przyszedł. Ktoś inny przyszedł. Ktoś nie chce bym go nagrywała.
Kirkut. Niespodziewane spotkanie z panią Ewą Sidor. Brak słów, by opisać. Dzisiaj mam siłę. Potem Zuza. Nagrywanie. Padam z nóg. Zaczynam słyszeć świat. Patrzeć na ludzi i czas poprzez dźwięk. Czy nie za szybko? Wieczór.
Piwo "JANÓW" na peryferiach Biłgoraja. Regionalne. Nie pasteryzowane. Metaliczny posmak, złocisty kolor. Blaszany barak. Trawa. Domki przykucnięte przy wąskich uliczkach. Choroś uchachany, bo pani barmanka kategorycznie lecz z uśmiechem na twarzy zażądała od niego dowodu.
Potem długie Polaków rozmowy.
19 lipca
To niesamowite jak ludzie, ich historia, opowieści potrafią zbudzić moją uśpioną wrażliwość. Boję się, że nie potrafię z nimi rozmawiać. Otworzyć się na ich przeszłość. Próbuję zrozumieć. Nie szufladkować. Nie tworzyć kategorii. Chcę usłyszeć gwar tagru sprzed wojny, nawoływanie przekupek, przyśpiewki przy pracy. Zatrzymać czas. Utrwalić przeszłość. Pamiętać. Po to tu jestem.

Przepraszam, że zapomniałam.
18 lipca
Pożegnanie z Krzeszowem. Odkrywanie macew o świcie,takie prywatne, nie całą kolonią. Ostatnie spojrzenie na panoramę Krzeszowa. Krzeszów nie upadł, pokazał nam jak dużo pracy musimy włożyć jeszcze w projekt. Kolejny etap podróży. Przekonamy się, czy Biłgoraj to raj. Jestem zauroczona postawą, zaangażowaniem, wiedzą pani od macew ( Ola) i pani od jidisz ( Asia). Ten projekt jest właśnie dla nich. Ja mogę się od nich tylko uczyć. A gdy przychodzi wieczór... Na apelu obecność jest obowiązkowa. Nikt jeszcze nawet nie próbował przekupić koordynatorów. Za garść lepkich od ciepła landrynek zwolnienie z rozdania odznaczeń i przyznania mandatów. Potem jest "spocznij, możecie odejść!". Wędrówki ludów od pokoju do pokoju. Cel: odnaleźć czajnik ( nie ten, którego panna Dąbrowska spuściła w sedesie). Kolejka kubków, łyżeczek, torebek z herbatą, saszetek z kawą ( nie mylić z uczestniczką projektu). Potem jeszcze obchód Dorotki, zapowiadzi, informacje, deadliny z blogami. A gdy zamknie za sobą drzwi: cisza przy białych, pustych kartkach. Pod sufitem tańczące myśli. Walka emocji i słowa. Gdy już poskleja się litery w wyrazy, a wyrazy w zdania. Gdy żadne słowo nie potrafi swą prostotą przekazać myśli. CZekamy na swoją miejscówkę pod prysznicem. Niektórzy mówią sobie "dobranoc".
Musisz tu być, by zrozumieć.
17 lipca
Przywyknąć:

Do bezczynności.
Do nagłej mobilizacji.
Do przełamywania barier.
Do ciągłej obecności kogokolwiek.
Do gonitwy myśli.
Do nieustannych porównań.

Nauczyć się:

Dystansu.
Szukania w sobie ciszy i samotności.
Może odnajde je o świcie na kirkucie.
16 lipca
Jak usłyszeć Singera? Jak usłyszeć przeszłość? Jak to potem zapisać? Jak sprawić, byś i Ty usłyszał?
Dotknęłam dzisiaj przeszłości. Nie była to synagoga, kirkut. Nie były to macewy. Był to zwykły gest, który odszedł w zapomnienie. Choć pewnie nikt nie wie dlaczego. Przez moment poczułam się ważna dla tego obcego człowieka. Teraz znowu do mej świadomości wkradają się dźwięki prowincji. Takiej z kolejnego odcinka sitcomu.
Nie wiem, jak było w wagonie i nigdy się nie dowiem. Tym lepiej. Świadomość i podświadomość nie zmuszają mnie do porównań.
15 lipca
Czego nie robię:
Nie siedzę na schodach naszej krzeszowskiej remizy.
Nie wdycham dymków.
Nie mam na sobie białej mini.
Usiłuję nie słuchać dyskotekowej muzy.

Co robię:
Próbuję odsłuchać opowieści o Krzeszowie pana Jerzego.
Próbuję je spisać i wybrać cytaty do wyborczej.

Co zrobiłam: Nagrywałam artystów.
Zaciągałąm praktycznych porad u Łukasza i Karoliny.
Śpiewałam i grałam.
Przez moment poczułam się znowu małą dziewczynką, gdy pan Włodzimierz (dla niewtajemniczonych rzeźbiarz z Ukrainy) huśtał mnie na huśtawce.

Co zrobię jutro:
Tego nie wiem nawet ja sama, byleby Kawusia nie pomyliła mi ścieżek.
14 lipca
Krzeszów, dzień "0"
W Lublinie gorączka przygotowań. Wycieranie autobusu, przyklejanie logo, pakowanie, konferencja prasowa. Nie wszystko zależy od nas, od tego jak bardzo będziemy się starali. Za każdym razem, gdy wybieram się w podróż autobusem, kierowca gubi drogę. Dzisiaj była powtórka z rozrywki. Dopiero w Tarnogrodzie dotarło do mnie, że to już miesiąc z Singerem, miesiąc z akademiowiczami, z którymi znam się od października. Próba nie tylko tego, czy sprawdzimy się w projekcie.
Jest i Krzeszów.
Trochę jak na koloniach. Rozdzielanie pokoi, łóżek i miejsc na podłogach do spania. Wspólny spacer po Krzeszowie. Oglądanie tutejszej cerkwi. Potem zebranie, kolacja. Cztery osoby, jeden pokój, dwa łóżka. Cztery długopisy, cztery kartki papieru, cztery osobowości, cztery blogi. Ten sam czas, przestrzeń. Karolina, dziękuję za historię o mrówkach.
























wjeżdżam
wjeżdżam
zjeżdżam


      Grantodawcy:

    

 


Organizatorzy:           .