 |
Dorota Piskor,
16 lat, 1 klasa, 2 LO.
Prawie wszędzie z aparatem, chociaż chciałaby bardziej egzotycznie.
Pasją i ambicjami nadrabia brak umiejętności.
W projekcie odpowiada za stronę internetową, dokumentację zdjęciową i grafikę.
BLOG
Lublin. Pranie, dokarmianie, prawdziwa kąpiel. Tego mi było trzeba ;-)
|
|
Bychawa to miasteczko pełne psów o bliżej niezidentyfikowanych właścicielach oraz ludzi o beztroskich twarzach.
Tutejszy kirkut zdaje się pachnieć moczem. Tutejsza synagoga zdaje się być garażem. Zważywszy na dwa powyższe, tutejsi mieszkańcy zdają się być ignorantami.
Nie uczestniczyłam dziś w żadnym nagraniu. Zrobiłam może z pięć przypadkowych zdjęć. Ale nasze pokojowe wieczorne rozważania na temat osobliwości Singera uświadomiły mi, że dalej chcę to robić. Jutro o 12 z panią Józką.
|
|
Najbardziej spektakularne i wyjątkowe wieczorne spotkanie w historii tego projektu. Stara murowana Bożnica. Na odrapanych ścianach resztki przedwojennych fresków. Prowizoryczne ławeczki oblężone przez słuchaczy.
Być może siedzę dokładnie w tym samym miejscu, co Jakir jakieś 70 lat temu.
Kolejny dzień mojego fotograficznego bezruchu.
|
|
Stagnacja artystyczna. Wyjątkowo ciężki dzień.
|
|
Pierwszy dzień, podczas którego można nie myśleć i odpocząć bez wyrzutów sumienia. Czas płynie wolno, słońce praży, krótka droga nad wodę.
Odległość stąd do Muzeum Regionalnego w janowskim więzieniu wynosi 100 metrów. Trafiamy na grupę dzieci z jakiejś kolonii. Przewodnik opowiada o histrorii miasteczka, batalistycznych szczegółach i innych detalach, które najwyraźniej nie interesują słuchaczy ze średnią wieku 7. Gdy pada magiczne Może jakieś pytania?, pytamy o Żydów. Zaskoczony odpowiada, że byli, stanowili 50% mieszkańców, getta nie było. I uciekł.
Dwie sale dalej obszerna wystawa zdjęć National Geographic - inspirująca i ukazująca kunszt najlepszych fotografów z całego świata. Marzy mi się Meksyk. Marzy mi się lepszy aparat.
|
|
Ciśnienie spada, temperatura rośnie. Kolejny dzień podróży, kolejna miejscowość na trasie -
Janów Lubelski.
Po trzech dniach jedzenia zupek chińskich w siedemnastu wariacjach wreszcie szansa na
upragniony, normalny obiad. Nieszczęśliwie trafiamy do Hetmańskiej. Zamieszanie,
chaos i rozczarowanie.
A potem wieczorny rekonesans. Po dzisiejszym dniu doszłam do jednego wniosku - uroki Janowa
najlepiej poznawać po zmroku.
|
|
Ludzie się nas boją. Ciężko napisać cokolwiek. "Pieprzone Żydy!" Jest coraz ostrzej, ale
przynajmniej nas nie ignorują.
Jako Żydówka zwracam większą uwagę.
|
|
Pobudka o 8.30 rano. Spóźniłam się na busa do domu.
Mycie w pośpiechu, końcówka pakowania. Półtorej godziny drogi, wielkie pranie, domowy obiad i własne łóżko.
Ciekawe, co się dzieje w Goraju.
|
|
Przychodził tu taki bardzo smutny żołnierz z gestapo. Chował się na schodkach, w cieniu naszego domu i czekał, aż pogrom się skończy. Wyrzucał naboje w pokrzywy i wracał do swoich. Nie chciał zabijać Żydów.
Ciągle mam przed oczami dzisiejsze historie z Ogrodowej.
|
|
Uzmysłowiłam sobie dzisiaj jak mało zostało nam czasu, żeby te wszystkie wspomnienia zatrzymać na taśmach.
"Żydówki nosiły długie, błyszczące, czarne suknie i mocno pachniały perfumami. Ale i tak było czuć od nich cebulę."
Z dnia na dzień wszystko mamy coraz lepiej zaplanowane, z nagrania na nagranie wiemy coraz więcej, z miasta na miasto frekwencja rośnie - spotkanie w MGOKu poszło gładko.
Wokół naszego stoiska stoi wianuszek ludzi: część przełamuje ciekawość, podchodzi, opowiada. Reszta mówi, że Żydy przyjechały.
|
|
Do "Złotego Łanu" prowadzi długa uliczka. Słońce przypieka plecy i odbija złoto w zbożu.
Asfalt klei się do butów i grzeje stopy. Frampol. Za nami już dwie miejscowości, wiele
historii, godziny nagrań i setki zdjęć. Robaki, które przytargaliśmy ze sobą do naszego
nowego "domu", chyba zdążyły już wyemigrować. Trzy kroki stąd, jezioro. Pięć kroków, las.
Niezdobyta (jeszcze) przez nas puszcza pełna jaszczurek, żmij i dzikich zwięrząt. Pięknie
tu.
W pokoju obok jest gniazdo szerszeni. Po podłodze walają się owadzie trupy, jest pierwsza w
nocy i chcę spać. Przeprowadzamy się w tej chwili.
|
|
- A gdzie jest reszta macew?
- Reszta leży pod jezdnią i chodnikiem na ulicy lubelskiej. Dla utwardzenia.
Przeraża mnie ludzka bezmyślność.
|
|
Jak dotąd najbardziej owocny dzień. Nasze stoisko pod BCKiem przyciągało uwagę. Ludzie podchodzili, rozglądali się. Ci starsi opowiadali przedwojenne historie, ci młodsi słuchali z przejęciem i próbowali zrozumieć. Ale pewne rzeczy bardzo trudno zrozumieć. Skąd ta niechęć do Żydów? Kiedyś przecież żyliśmy obok siebie. Dzisiaj mało kto chce o tym pamiętać. Kiedy stoję obok z aparatem i przysłuchuję się nagrywanym "historiom mówionym", czuję, że robimy naprawdę coś potrzebnego. Nie pozwalamy historii umrzeć.
|
|
Ta doba trwa już 46 godzinę.
Po całonocnym nadrabianiu zaległości na stronie i porannym spacerze po krzeszowskim kirkucie zalanym wschodzącym słońcem, nie tryskam już tak energią. Biłgoraj to nie to samo co Krzeszów. Brakuje tu tego ciągłego wpadania na siebie i odgłosów biesiady dochodzących spod podłogi. Mimo wszystko.
Zobaczymy, jak pójdzie jutrzejsze spotkanie w domu kultury, jak nas przyjmą ludzie. Może się jeszcze przekonam.
Zaczęłam trenować fireshow. Chwilowo bez fire. W końcu na straży nie stoi już gaśnica rodem z PRLu.
|
|
Kopnął mnie zaszczyt mycia się w ciepłej wodzie. Wstałam pierwsza i mogłam delektować się tym ile dusza zapragnie. Do 12 praktycznie się obijałam. Główną atrakcją przedpołudnia było klejenie kanonów (klusek podawanych w lokalnej restauracji "mostowa") z grudek w kleju do tapet i merdaniu owego. Potem było spotkanie z panem Ziemowitem (pod którego urokiem pozostaję nieprzerwanie) i pierwsze plenerowe spotkanie z mieszkańcami. Jest 1:08, aktualizuję stronę, a o 4 idziemy uwiecznić miejscowy kirkut o wschodzie słońca. Od kawy boli mnie głowa :P
|
|
8:30
Widzę na jedno oko i pół. Wczorajsze komary były bezlistosne i nie oszczędziły nawet mojej
powieki, ale nie mam czego żałować. Malarze są wspaniali, spacer był wspaniały i zdjęcia też
wyszły wspaniałe.
8:42
Widziałam się w lustrze. Nigdzie dzisiaj nie wychodzę.
11:00
Wszyscy poszli do autobusu, ja zostałam aktualizować stronę. Mieliśmy z Igorem kończyć
wczorajszą sesję zdjęciową w atelier malarskim, ale ze względu na moje śliwkowe oko musiał
pójść sam. Żal mi, ogromnie polubiłam tych ludzi.
16:29
Z Anką K., Asią i Magdą byłyśmy na pizzy w tutejszej eee... pizzeri? Miałam nadzieję na
jakąś zniżkę dla inwalidów ze względu na moje zapuchnięte oko, ale chyba mój naciągnięty na
pół twarzy kaptur bardziej budzi grozę niż litość. Wyglądam jak kibol z tych rozgrywek
piłkarskich, które odbywają się pod naszymi oknami, joł.
19:44
Z Lublina wrócili Ania D. i Piotrkowie. Dzień od rana nie był specjalnie absorbujący, ale
może coś się zacznie w końcu dziać. Idziemy zaraz na spacer.
dopisane rano
Co się działo wieczorem, ciężko ubrać w słowa. W przypływie odwagi polecieliśmy z Anią D. i
z Piotrkiem S. "Lady" - miażdżącą w pędzie wiatru twarz i robiącą shake'a z treści
żołądkowej karuzelą. A potem? Potem było wiejskie disco pod naszymi oknami, którego nie
omieszkałam zaszczycić swoją obecnością wraz z Kasią, Igorem, Piotrem Ch. i Anią K, która
jak się okazało jest wybitną tancerką :D Poznajemy miejscowych cwaniaków. Umówiłam się na
dziś na sesję zdjęciową z byłym żołnierzem z Iraku.
|
|
9:02
Niewyobrażalnie chce mi się spać. Myślałam, że jeśli wstanę tak wcześnie, to ominie mnie
kolejka do łazienki. Byłam w błędzie, jestem piąta. Chyba się jeszcze prześpię.
11:26
To co szumnie nazywamy łazienką poziomem nie ustępuje szaletowi miejskiemu na Placu
Litewskim. Dobrze chociaż, że mamy się gdzie umyć, bo podobno to najlepsze warunki na trasie
(Oczywiście nie załapałam się już na ciepłą wodę). Jak tylko Ania D. napisze dziennik
zabieram się za aktualizację strony.
14:13
Wczorajsze blogi już wrzucone, dziennik też. Zdjęcia do galerii od półtorej godziny w żółwim
tempie suną na serwer. Nie myślałam, że zajmie mi to tyle czasu. Wszyscy się gdzieś rozeszli
- Łukasz z Karoliną filmują mieszkańców, reszta też gdzieś się udziela, a my ze Skrzypem
aktualizujemy i aktualizujemy. Miałam robić zdjęcia, a najlepsze ku temu okazje spędzam
przed monitorem. Cóż, nie wróżę sobie świetlanej przyszłości, bo prawdziwy fotoreporter
powinien być wszędzie. Na 15 jesteśmy umówieni z panią w GOKu, a potem idziemy z Igorem
robić zdjęcia jakimś malarzom, których rano poznali na rynku. Kiedy ja to skończę?
22:44
Malarze są cudowni. Mimo podeszłego wieku mają zniewalające poczucie humoru i ogromne
temperamenty. I jak by nie patrzeć, niczego sobie sprawność fizyczną. Sfotografowałam
wszystkie ich obrazy do katalogu i zrobiłam każdemu portrety, umówiliśmy się jeszcze na
jutro, bo długo nam się zeszło. Nie zorientowaliśmy się nawet kiedy minęły 2 godziny.
Żałuję tylko, że ominęło mnie zwiedzanie kirkutu, ale myślę, że nadrobię jutro. Potem
wszyscy poszliśmy z malarzami na grilla, na którym główną atrakcją były opowieści pana
Włodzimierza, rzeźbiarza z Ukrainy. Może się powtarzam, ale Ci ludzie naprawdę są cudowni.
23:23
Piętro niżej, w klubie Toxic wielka impreza. "Prawdziwy śnieg w środku lata", czy jakoś tak.
Po dzisiejszym entuzjastycznym dniu mam niespożyte pokłady energii, ale towarzystwo na dole
nie jest zachęcające. Spożyję ją więc rano, na aktualizowanie strony :P Strasznie pogryzły
mnie komary, ciekawe gdzie się będę jutro drapać.
|
|
Dzień pierwszy naszej podróży upłynął na gorączkowych przygotowaniach i dokonywaniu ostatnich poprawek. Wydawałoby się, że każdy wie, co ma robić, ale atmosfera i tak jest nerwowa. Wszystko ma pójść jak najlepiej, bez żadnych wpadek, to oczywiste.
Krzeszów przywitaliśmy około 17. Na miejscu emocje troszkę opadły, zaczęliśmy się rozglądać, poznawać ludzi. Zrobiliśmy wizję lokalną i ułożyliśmy strategię na najbliższe dni.
Powinnam właśnie aktualizować stronę, ale nie wszyscy dostarczyli blogi na czas. Mówi się trudno, co ma wisieć nie utonie ;)
|
|
Reszta załogi:
Piotr Choroś,
Anna
Dąbrowska,
Aleksandra Gulińska,
Igor Kalbarczyk,
Katarzyna Karwat,
Magda Kawa,
Anna Kołodyńska,
Łukasz Kowalski,
Karolina Kryczka,
Piotr Skrzypczak,
Joanna Stachyra,
Ignacy Tokarczyk,
Agnieszka Witkowska


|
|
|
|